wtorek, 11 sierpnia 2009
Kim my jesteśmy? O Białych zębach Zadie Smith
Białe zęby zadie smith ( córka Anglika i Jamajki) to świetna powieść poruszająca wiele spraw codziennego życia we współczesnym Londynie.
Ale życie trzech rodzin w Londynie jak najbardziej jest wzorcowe również dla Polaków, to jest ta sama cywilizacja. Najpierw poznajemy historię znajomości Anglika Archiego Jonesa i emigranta z Bangladeszu Samada Iqbala. Poznali się w czasie II wojny św. w czołgu zdaje się, że w Grecji. Historia ich rodzin zaczyna się w latach siedemdziesiątych w Londynie. Muzułmanim Samad poślubia młodszą o dwadzieścia lat muzułmankę Alsanę. Archie, ateista poślubia młodszą o dwadzieścia lat ateistkę Clarę Bowden, z domu Świadków Jehowych. Jej matka Hortense Bowden jest aktywną jehowitką. Archie pracuje jako składacz papieru, zaś Samad w restauracji jako kelner. Czas po pracy spędzają w knajpie muzułmanina Mickeya. Samad stara się żyć wiernie według zasad Koranu, z czym ma wielkie kłopoty. Wciąż źle się czuje w zlaicyzowanym społeczeństwie. Wciąż o tym mówi Archiemu. Przez kilka miesięcy ma romans z białą nauczycielką, ale sumienie mu mówi, że nie jest dobrym muzułmaninem, więc zrywa związek. Rozmowy pomiędzy Archibaldem a Samadem dotyczą głównie historii pradziadka Samada: Mangala Pande, który według zdania Samada rozpoczął rewoltę przeciwko Anglikom w Bangladeszu i odegrał w nim wielką rolę. Archie powołując się na książki historyczne zaprzecza temu, według historyków Pande nie odegrał żadnej roli w tym historycznym zajściu. Dla Samada to jest tak ważne jak być lub nie być. To jest sens jego życia, czyli posiadanie historii. Ich dzieci dorastają. Samad martwi się o życie religijne ich synów bliźniaków: Millata i Samada. Postanawia bez wiedzy żony wysłać jednego z nich do Bangladeszu, by mógł posmakować tradycji i religii u ich źródeł. Wybór pada na spokojnego dwunastoletniego Magida. Przemyca go do swej ojczyzny. Żona Alsana od tej pory nigdy nie mówi mu tak lub nie, ale być może. Kiedy Magid poznaje Azję, Millat w tym czasie umawia się z białymi dziewczynami, co doprowadza Samada do białej gorączki. Białe dziewczyny dla rodziny Iqbalów to symbol wyuzdanego seksu. Kiedy dzieci tych dwóch rodzin, Archie ma córkę Irie, osiągają wiek nastoletni, poznajemy trzecią rodzinę, zaasymilowaną rodzinę naukowca genetyka Marcusa Chalfena i jeżo żony Joyce, w której panuje całkowity luz, jeśli chodzi o kontakty rodziców z dziećmi. To typowa angielska rodzina( pochodzący w którymś pokoleniu ze wschodniej Europy), która nie wyznaje żadnej religii. Mają czwórkę chłopców, z których najstarszy Joshua jest w wieku Irie i Millata.
Millat i Irie w szkole zostają przyłapani na posiadaniu marichuany. Dyrektor kieruje ich do rodziny Joshui, by podciągnęli się w nauce i poznali życie klasy średniej.
Żona Marcusa jest zachwycona urodą brązowego Millata. Chce mu jakoś pomóc w sprawach osobistych. Irie jest zachwycona osobą Marcusa i jego projektu myszy przyszłości, która zmieniona genetycznie ma dać odpowiedź na skuteczność zmiany DNA w odniesieniu do wyeliminowania chorób, w przyszłości również u ludzi.
Millat poznaje muzułmanów ze stowarzyszenia ochrony wiary i zmienia swoje zachowanie. Przestaje się spotykać ze swoją miłością, tylko dlatego, że jest biała i nie zakrywa swojego ciała. Joshua jest zazdrosny o Millata, któremu uwagę poświęca jego matka i o Irie, która została sekretarką u ojca.
I może na tym poprzestanę, nie będę zdradzał ciekawego finału. Wystarczy tylko, jak powiem, że przeciwko projektowi Marcusa Chalfena występują wszyscy bohaterowie tej powieści włącznie z jego synem Joshuą. Może z tego co zarysowałem nie wynikają jakieś problemy tożsamościowe, ale tak naprawdę wszyscy czują, że jest z nimi coś nie tak, właśnie ze względu na rozbieżności pomiędzy rzeczywistością Londynu, a tradycją z której pochodzą. Samad i Alsana pochodzą z innej kultury, w dodatku są kolorowi. Clara została wychowana na świadka Jehowy, jest czarna, pochodzi z Jamajki, a jej mąż Archie nie sprawdza się w życiu, znacznie lepiej mu szło na wojnie. Joyce Chalfen czegoś brakuje w życiu, jakiejś tajemnicy. Od tych tożsamościowych rozważań wolny jest tylko Marcus Chalfen, człowiek nauki.
O tożsamości ciekawie pisze Przemysław Czapliński we wstępie do książki: Polityka literatury, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Czapliński pisze tak: U schyłku wieku XVIII narodził się człowiek nowoczesny. W chwili narodzin odsłaniało się jego puste wnętrze. Filozof Bentham wypełniał pusty środek treścią społeczną. [ Bentham stworzył projekt więzienia w 1785 roku. Projekt więzienia modelował przestrzeń, w której obserwacja jest zawsze możliwa. Konkretniej: pośrodku dziedzińca więziennego zostaje umieszczona wieża ze strażnikami; ściany cel więziennych od strony wieży są przezroczyste; położenie punktu obserwacyjnego i odpowiednie przepierzenie uniemożliwiają stwierdzenie obecności bądź nieobecności strażnika. W rezultacie więźniom towarzyszy permanentne poczucie niewidzialnej wszechobecności strażnika: wiedzą, że mogą być w każdej chwili kontrolowani, lecz nie są w stanie określić, czy obserwacja jest prowadzona. Oko, które na nich patrzy, przenika wszystko, zarazem samo pozostaje poza sięgiem wzroku. W osobowości więźniów zachodzi więc powolny proces uwewnętrznienia strażnika: kto może być ciągle kontrolowany, zaczyna kontrolować sam siebie. Sama możliwość bycia obserwowanym dyscyplinuje więźnia. Właściwy proces resocjalizacji kończy się zatem nie wtedy, gdy kończy się wyrok, lecz wtedy, gdy więzień staje się obserwatorem własnego postępowania]. Tym samym wnętrze okazywało się pochodną zewnętrza, dalszym ciągiem powłoki cielesnej, na której społeczeństwo wypisywało prawo. Podmiot powstaje w wyniku ujarzmienia - procesu, który podporządkowuje Ja, nadając mu podmiotowość. W ten sposób dyskurs dyscyplinujący ustanawia podmiot. Odkąd kto ma tożsamość, ten w istocie jest przez nią kontrolowany. Kto strzeże swojej tożsamości, jest strażnikiem własnej celi.
Dobrze jest skupiać się na teraźniejszości, ale sens życia wielu ludzi nie jest budowany na rzeczywistości, na nauce, ale na grzebaniu w historii. Takie jest moje zdanie i wydaje mi się, że Zadie Smith również jest tego zdania, mimo, że wszystkich bohaterów obdziela wieloma pozytywnymi cechami i robi z nich sympatycznych ludzi.
Życie teraźniejszością wydaje się o wiele ciekawsze.
Zadie Smith
Białe zęby
Znak 2002
Subskrybuj:
Posty (Atom)