wtorek, 29 września 2009

"Nowy" "Drewniany różaniec" Natalii Rolleczek




Natalia Rolleczek, kiedy pisała autobiograficzny "Drewniany różaniec" miała trzydzieści kilka lat, wystarczająco dużo, by poprowadzić długą, pierwszoosobową narrację o swojej młodocianej niedoli. Tafiła do sierocińca jako nastolatka. Miała rodziców, ale bardzo biednych. Trafiła na dwa lata do zakładu prowadzonego przez siostry zakonne. Sierociniec nie otrzymywał dotacji od państwa. Ubranie i jedzenie siostry musiały upraszać co łaska. Co roku siostry i kilkanaście młodych dziewczyn jeździło wozami na dwutygodniową kwestę po okolicy. Otrzymywały kapustę, ziemniaki, marchew. Życie dziewczyn w zakładzie było ciężkie. Właściwie atrakcyjność tej opowieści opiera się na opisaniu tego życia, które nie było monotonne, a mimo tego, jak to się mówi, dawało się we znaki. Dość przykra była siostra Modesta, która prowadziła całodzienny nadzór nad wychowanicami. Którejś nocy wykryła, że dwie najmłodsze dziewczynki śpią razem na łóżku. Obudziła je i przymierzyła się do zbicia ich drewnianym różańcem. Najstarsza Helka krzyknęła, żeby się schowały pod łóżko. Równie radykalna była przełożona zakonu: "mateczka". Kiedy zobaczyła zakładówkę wracającą ze szkoły z rozpuszczonymi włosami, pełna wściekłości dopadała dziewczynę i tarmosiła ją za włosy. Zakładówki musiały nosić włosy splecione w warkocze. Każda dziewczyna miała mnóstwo pracy, głównie przy sprzątaniu sierocińca i kościoła. Bardzo kontrastujące były śniadania zakładówek - cienka kawa i kilka kromek chleba - ze śniadaniami księdza, który odprawiał masze w kaplicy sierocińca.

Były też zabawne sytuacje w życiu "pensjonarek". Któregoś razu siostra Modesta zebrała prace dziewcząt na tematy religijne, z których nejlepsze miały szanse zostać wydrukowane w pisemku religijnym "Orędowniczku". W niedzielę po mszy odbyło się uroczyste spotkanie z księdzem, który przy dziewczynach i siostrach zakonnych zabrał się za czytanie najlepszych prac. Sięgnął po pracę na wierzchu, która została wybrana przez siostrę Modestą za najlepszą. I czytał na głos:
"O co prosiłabym Matuchnę Bożą, gdybym ją spotkała w lesie? Gdybym spotkała Matuchnę Bożą w lesie, to przede wszystkim powiedziałabym jej, że nasz sierociniec razem z siostrą Modestą, jest miejscem gorszym od piekła".

Warto też zwrócić uwagę na pewne słowa siostry Modesty, które przytacza Rolleczek:" Każda chwila, kiedy z miłości niebu czynimy dobrze, jest najpiękniejszą chwilą w naszym życiu". Aż od razu nasuwa się komentarz, że to doprawdy dziwny sposób myślenia.

Przejmujące jest zakończenie książeczki. Młoda Rolleczek niosła z rzeźni w wiaderkach rosół do sierocińca, ale była zima, pośliznęła się i wylała cały rosół. Siostra Alojza złowrogo zwróciła się do Natalii, w takich przypadkach biła linijką po dłoniach. A Rolleczek takimi słowami kończy opowieść: " Siostro Alojzo, siostro Alojzo, która miotasz się w gniewie. Czy to, co naprawdę straciłam tutaj, to był rosół? A może straciłam coś bez porównania cenniejszego, a ty, siostro, nie zauważyłaś tego wcale?"
O ile dobrze rozumiem autorkę, to pewnie chodziło jej o utratę wiary. Po lekturze tej książki trudno nie patrzeć krytycznie na kościelne wychowywanie młodych ludzi w czasach przedwojennych. Nie jest to może aktualny dokument, ale na pewno nie wystawia dobrego świadectwa kościołowi katolickiemu tamtych czasów. Drugiej RP również nie.

Bardzo ciekawie o "Drewnianym różańcu" napisał na swoim blogu Jarek Czechowicz: "Natalia Rolleczek barwnie opisuje perypetie dorastających dziewcząt w świecie, w którym niejako zabrania się dorastania. Opowiada o dojrzewaniu w miejscu, w jakim dojrzały oznacza wiernie podporządkowany twardym zasadom. Postrzegam „Drewniany różaniec” jako smutną opowieść o tym, jak rozpaczliwie zachować godność w świecie, w którym nie można godnie żyć. Opowieść o dorastaniu u surowych felicjanek to historia konfrontacji młodzieńczych ideałów ze społecznymi normami, za którymi czai się pustka i strach".

Bernadetta Darska na swoim pisze tak m.in. o książce Rolleczek: "...Mamy do czynienia z tekstem literackim, a ten zarówno pod względem językowym, jak i fabularnym, pozostawia wiele do życzenia i o tym należałoby powiedzieć". Szkoda tylko, że jednak nie pisze później dlaczego pod względem językowym i fabularnym coś jest nie tak, poprzestaje tylko na tym jednym, zacytowanym stwierdzeniu. Nie jest to wyrafinowana językowo proza spod znaku Saula Bellowa czy fabuła spod znaku Dostojewskiego. Ale przecież nie w tym leży siła opowieści boigraficznych. Narracja w "Widnokręgu" Myśliwskiego jest przecież meandryczna, trudno tam o jakąś niezwykłą fabułę. Język zaś jest w autobiografiach zbliżony do realnych postaci, które stanowią jakiś wzór dla postaci fikcyjnych.

Książkę polecam, jest ciekawa i wzruszająca.

Pierwsze wydanie "Drewnianego różańca" było z 1953 roku.

Korporacja Ha!art. 2009

wtorek, 11 sierpnia 2009

Kim my jesteśmy? O Białych zębach Zadie Smith




Białe zęby zadie smith ( córka Anglika i Jamajki) to świetna powieść poruszająca wiele spraw codziennego życia we współczesnym Londynie.
Ale życie trzech rodzin w Londynie jak najbardziej jest wzorcowe również dla Polaków, to jest ta sama cywilizacja. Najpierw poznajemy historię znajomości Anglika Archiego Jonesa i emigranta z Bangladeszu Samada Iqbala. Poznali się w czasie II wojny św. w czołgu zdaje się, że w Grecji. Historia ich rodzin zaczyna się w latach siedemdziesiątych w Londynie. Muzułmanim Samad poślubia młodszą o dwadzieścia lat muzułmankę Alsanę. Archie, ateista poślubia młodszą o dwadzieścia lat ateistkę Clarę Bowden, z domu Świadków Jehowych. Jej matka Hortense Bowden jest aktywną jehowitką. Archie pracuje jako składacz papieru, zaś Samad w restauracji jako kelner. Czas po pracy spędzają w knajpie muzułmanina Mickeya. Samad stara się żyć wiernie według zasad Koranu, z czym ma wielkie kłopoty. Wciąż źle się czuje w zlaicyzowanym społeczeństwie. Wciąż o tym mówi Archiemu. Przez kilka miesięcy ma romans z białą nauczycielką, ale sumienie mu mówi, że nie jest dobrym muzułmaninem, więc zrywa związek. Rozmowy pomiędzy Archibaldem a Samadem dotyczą głównie historii pradziadka Samada: Mangala Pande, który według zdania Samada rozpoczął rewoltę przeciwko Anglikom w Bangladeszu i odegrał w nim wielką rolę. Archie powołując się na książki historyczne zaprzecza temu, według historyków Pande nie odegrał żadnej roli w tym historycznym zajściu. Dla Samada to jest tak ważne jak być lub nie być. To jest sens jego życia, czyli posiadanie historii. Ich dzieci dorastają. Samad martwi się o życie religijne ich synów bliźniaków: Millata i Samada. Postanawia bez wiedzy żony wysłać jednego z nich do Bangladeszu, by mógł posmakować tradycji i religii u ich źródeł. Wybór pada na spokojnego dwunastoletniego Magida. Przemyca go do swej ojczyzny. Żona Alsana od tej pory nigdy nie mówi mu tak lub nie, ale być może. Kiedy Magid poznaje Azję, Millat w tym czasie umawia się z białymi dziewczynami, co doprowadza Samada do białej gorączki. Białe dziewczyny dla rodziny Iqbalów to symbol wyuzdanego seksu. Kiedy dzieci tych dwóch rodzin, Archie ma córkę Irie, osiągają wiek nastoletni, poznajemy trzecią rodzinę, zaasymilowaną rodzinę naukowca genetyka Marcusa Chalfena i jeżo żony Joyce, w której panuje całkowity luz, jeśli chodzi o kontakty rodziców z dziećmi. To typowa angielska rodzina( pochodzący w którymś pokoleniu ze wschodniej Europy), która nie wyznaje żadnej religii. Mają czwórkę chłopców, z których najstarszy Joshua jest w wieku Irie i Millata.
Millat i Irie w szkole zostają przyłapani na posiadaniu marichuany. Dyrektor kieruje ich do rodziny Joshui, by podciągnęli się w nauce i poznali życie klasy średniej.
Żona Marcusa jest zachwycona urodą brązowego Millata. Chce mu jakoś pomóc w sprawach osobistych. Irie jest zachwycona osobą Marcusa i jego projektu myszy przyszłości, która zmieniona genetycznie ma dać odpowiedź na skuteczność zmiany DNA w odniesieniu do wyeliminowania chorób, w przyszłości również u ludzi.
Millat poznaje muzułmanów ze stowarzyszenia ochrony wiary i zmienia swoje zachowanie. Przestaje się spotykać ze swoją miłością, tylko dlatego, że jest biała i nie zakrywa swojego ciała. Joshua jest zazdrosny o Millata, któremu uwagę poświęca jego matka i o Irie, która została sekretarką u ojca.

I może na tym poprzestanę, nie będę zdradzał ciekawego finału. Wystarczy tylko, jak powiem, że przeciwko projektowi Marcusa Chalfena występują wszyscy bohaterowie tej powieści włącznie z jego synem Joshuą. Może z tego co zarysowałem nie wynikają jakieś problemy tożsamościowe, ale tak naprawdę wszyscy czują, że jest z nimi coś nie tak, właśnie ze względu na rozbieżności pomiędzy rzeczywistością Londynu, a tradycją z której pochodzą. Samad i Alsana pochodzą z innej kultury, w dodatku są kolorowi. Clara została wychowana na świadka Jehowy, jest czarna, pochodzi z Jamajki, a jej mąż Archie nie sprawdza się w życiu, znacznie lepiej mu szło na wojnie. Joyce Chalfen czegoś brakuje w życiu, jakiejś tajemnicy. Od tych tożsamościowych rozważań wolny jest tylko Marcus Chalfen, człowiek nauki.

O tożsamości ciekawie pisze Przemysław Czapliński we wstępie do książki: Polityka literatury, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Czapliński pisze tak: U schyłku wieku XVIII narodził się człowiek nowoczesny. W chwili narodzin odsłaniało się jego puste wnętrze. Filozof Bentham wypełniał pusty środek treścią społeczną. [ Bentham stworzył projekt więzienia w 1785 roku. Projekt więzienia modelował przestrzeń, w której obserwacja jest zawsze możliwa. Konkretniej: pośrodku dziedzińca więziennego zostaje umieszczona wieża ze strażnikami; ściany cel więziennych od strony wieży są przezroczyste; położenie punktu obserwacyjnego i odpowiednie przepierzenie uniemożliwiają stwierdzenie obecności bądź nieobecności strażnika. W rezultacie więźniom towarzyszy permanentne poczucie niewidzialnej wszechobecności strażnika: wiedzą, że mogą być w każdej chwili kontrolowani, lecz nie są w stanie określić, czy obserwacja jest prowadzona. Oko, które na nich patrzy, przenika wszystko, zarazem samo pozostaje poza sięgiem wzroku. W osobowości więźniów zachodzi więc powolny proces uwewnętrznienia strażnika: kto może być ciągle kontrolowany, zaczyna kontrolować sam siebie. Sama możliwość bycia obserwowanym dyscyplinuje więźnia. Właściwy proces resocjalizacji kończy się zatem nie wtedy, gdy kończy się wyrok, lecz wtedy, gdy więzień staje się obserwatorem własnego postępowania]. Tym samym wnętrze okazywało się pochodną zewnętrza, dalszym ciągiem powłoki cielesnej, na której społeczeństwo wypisywało prawo. Podmiot powstaje w wyniku ujarzmienia - procesu, który podporządkowuje Ja, nadając mu podmiotowość. W ten sposób dyskurs dyscyplinujący ustanawia podmiot. Odkąd kto ma tożsamość, ten w istocie jest przez nią kontrolowany. Kto strzeże swojej tożsamości, jest strażnikiem własnej celi.

Dobrze jest skupiać się na teraźniejszości, ale sens życia wielu ludzi nie jest budowany na rzeczywistości, na nauce, ale na grzebaniu w historii. Takie jest moje zdanie i wydaje mi się, że Zadie Smith również jest tego zdania, mimo, że wszystkich bohaterów obdziela wieloma pozytywnymi cechami i robi z nich sympatycznych ludzi.
Życie teraźniejszością wydaje się o wiele ciekawsze.



Zadie Smith
Białe zęby
Znak 2002